Tak zaczyna pachnieć mi już świętami. Pomarańczami, choinką, ciastami, wypiekami różnego rodzaju. Smażoną rybą, uszkami, grzybami, choć ich bardzo nie lubię. Pamiętam. Tato przyrządzał pyszny sos grzybowy. I choć tych grzybów nie lubię to taty sos z kluskami zawsze mi smakował. I smakował mi zawsze sernikomakowiec. Taki jak tato upiekł. A później przygotowywał jeszcze pyszny bigos. Przecież faceci rzadko chcą gotować. Ale mój tato, więc pewnie lubił gotować z tego samego powodu co i ja? Lubił widzieć jak to co przyrządził smakuje innym. Tak by widział, że aż się uszy trzęsą. I samo doprawianie i smakowanie jakże ciekawe jest.
Za dziesięć dni Wigilia. W sklepach tyle drobiazgowych świątecznych drobiazgów. Tyle stroików, lampek, bombek, czekoladowych mikołajów, choinek. Tyle tego. Pachnie świętami.
Wiem, że te święta będą inne. Nie takie jak do tej pory. Częściowo radosne, a częściowo bardzo smutne. Dziękuje dziś Bogu za to, że jestem. Za to, że żyje i przeżywam życie.
Pachnie, pachnie świętami, ale brakuje jeszcze śniegu. To przedzimie jest do niczego. Do niczego nawet nie podobne. Słyszałam, że jeśli dziś dzień wygląda tak jak wygląda, to i tak będzie wyglądał styczeń. Ale chyba nie chcę zastanawiać się nad tym jak będzie wyglądał styczeń. Styczeń dopiero będzie za kilkadziesiąt dni. A przed nami jeszcze tyle może różności się wydarzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz