lipca 13, 2011

cicho, sza

białe pościele, senne światło i szczępki cichych słów, zaczęłam mówić do samej siebie, a samo wpatrywanie się w sufit stało się czymś normalnym, pamiętam, kiedyś wychodziłam na spacer, zdejmowałam buty i szłam, boso, po trawie, lubiłam to i myślę, że wciąż to lubię, ale dawno tego nie robiłam, pytam się, więc, samej, siebie, czemu? czemu nie wychodzę już na spacer, nie zdejmuję butów i czemu nie idę boso? czy coś się zmieniło
gorąca herbata nie jest już gorącą, a w tle nie gra ta muzyka, która brzmiała wcześniej, łóżko jest w innym miejscu niż dotychczas, zdjęcia, zapomniałam o nich, leżą gdzieś w pudełku w dnie szafy, i czuję jak serce mi drży, całe moje ciało, czuję, że wykrzyczeć chciałabym coś, próbuje, ale nic z tego, chcąc wykrzyczeć to, milknę, moje struny głowowe nie wydają dźwięku, nie umiem, nie umiem już, i cisza..

(rano muszę zerwać świeżych kwiatów do wazonu)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz